Festiwal Krzyżowa-Music, którego jest Pani współtwórczynią i dyrektorką artystyczną, w tym roku odbywa się po raz dziesiąty. Skąd wziął się pomysł na festiwal muzyczny właśnie w takim miejscu?
Zbiegły się tutaj dwie rzeczy: wieloletni kontakt z doktorem Matthiasem von Hülsenem, którego poznałam jako nastolatka, gdy zaprosił mnie do udziału w cyklu koncertowym „Junge Elite” na Festspiele Mecklenburg-Vorpommern, jednym z wiodących niemieckich letnich festiwali, którego jest założycielem i byłym dyrektorem. Drugą rzeczą było regularne uczestnictwo w Marlboro Music Festival w stanie Vermont w Stanach Zjednoczonych, co ukształtowało mnie zarówno muzycznie, jak i osobowościowo.
W Krzyżowej obie te rzeczy nagle, całkiem naturalnie, się zazębiły. Majątek Krzyżowa, wcześniej znany pod nazwą Kreisau, należał niegdyś do rodziny von Moltke, a Helmuth James i Freya von Moltke byli przyjaciółmi jednego z założycieli Marlboro Music Festival, pianisty Rudolfa Serkina. Matthias von Hülsen z kolei ma rodzinne powiązania z rodziną von Moltke.
Dokładnie 35 lat temu, po mszy pojednania, podjęto decyzję o odbudowie zniszczonego w trakcie II wojny światowej majątku Krzyżowa – dzisiaj pełni on rolę popularnego centrum spotkań i wymiany młodzieży. Wydawało się zatem, że to idealne miejsce, by zebrać w nim pół setki muzyków, którzy będą zgłębiać tajniki kameralistyki, a i poznają historię Kreisau/Krzyżowej.
Ważnym elementem Krzyżowa-Music Festival są warsztaty. Czy to wynik mariażu Pani artystycznych osiągnięć i edukacyjnej działalności, które Pani znakomicie łączy?
Duży wpływ na charakter festiwalu Krzyżowa Music miały moje doświadczenia wyniesione z festiwalu Marlboro Music: pojechałam tam jako muzyczna „juniorka” i miałam możliwość pracy nad szerokim spektrum muzyki kameralnej, zarówno ze wspaniałymi kolegami „juniorami”, jak i z legendami kameralistyki tamtych czasów. Wszyscy jednak – i ci młodzi, i ci starsi – byli muzycznie otwarci na innych, a proces odkrywania muzyki odbywał się na oczach wszystkich. Prawie nigdy nie czuło się owej atmosfery kursów mistrzowskich, i to mimo faktu, iż taki, na przykład, Arnold Steinhardt (były prymariusz Guarneri String Quartet) miał bardzo wiele do przekazania swym młodszym kolegom. Zawsze był jednak otwarty na wszelkie sugestie z ich strony.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim nastawieniem do tworzenia muzyki; szalenie mi się to spodobało założenie, że muzyczna podróż i artystyczny rozwój jednostki to trwający całe życie proces uczenia się, zaś wszystkie pokolenia mogą się od siebie uczyć i wzajemnie się inspirować.
Jako solistka może się Pani poszczycić grą ze znakomitymi orkiestrami pod batutą takich dyrygentów jak Claudio Abbado, Daniel Barenboim, Charles Dutoit, Lorin Maazel, Kent Nagano… Ale zarazem jest Pani bardzo aktywna jako kameralistka. Co pasjonuje Panią w grze z orkiestrą symfoniczną, a co w zespole kameralnym?
Przede wszystkim, poczytuję sobie za wielkie szczęście, iż przez większą część mojej muzycznej podróży dane mi było grać zarówno z orkiestrami symfonicznymi, jak i z zespołami kameralnymi. Wydaje się, że eksplorowanie kameralnej twórczości jakiegoś kompozytora często umożliwia lepszy wgląd w jego wewnętrzny świat. Dlatego znając jego repertuar kameralny, mam poczucie, iż poznaję go lepiej, a to może tylko pomóc w „dotarciu” do jego repertuaru orkiestrowego.
Oczywiście, istnieją utwory, jak na przykład koncerty skrzypcowe Mozarta czy Paganiniego, w których role solisty i orkiestry są rozpisane bardziej „hierarchicznie” niż, powiedzmy, w koncertach skrzypcowych Brahmsa czy Bartóka, gdzie niektóre z partii solowych w orkiestrze są równie istotne, jak solowa partia samych skrzypiec.
Generalnie jednak podejście do muzyki symfonicznej i kameralnej nie różni się aż tak bardzo. Przynamniej, na poziomie wykonawczym: wszystko sprowadza się do słuchania i reakcji na to, co grają inni.
Od najmłodszych lat gra Pani i występuje także ze swoją siostrą Nicole Hagner, która jest pianistką. Czy wywodzicie się Panie z muzycznej rodziny?
Oboje moi rodzice są muzykalni i uwielbiają muzykę, lecz nigdy nie myśleli o muzyce w kategoriach profesjonalnych. Oboje poświęcili się medycynie.
W sezonie artystycznym 2024/2025 jest Pani artystką-rezydentką Orkiestry Filharmonii Poznańskiej. W poprzednim sezonie, 2023/2024, pełniła Pani podobną funkcję w Bretanii, będąc artystką-rezydentką Orchestre National de Bretagne. Czy wie Pani, że Poznań jest miastem partnerskim Rennes, a Wielkopolska regionem partnerskim Bretanii? Można by powiedzieć, że polskie i francuskie miasto oraz polski i francuski region łączy dziś także niemiecka skrzypaczka, artystka-rezydentka… A wszystkich – łączy muzyka…
Wow, przyznaję, że nie byłam świadoma takiego wspaniałego powiązania! Być może razem z tymi dwiema wspaniałymi orkiestrami powinniśmy wymyślić jakieś wspólne przedsięwzięcie!
Rozmawiała
Anna Plenzler